sobota, 9 lipca 2016

Szpital powiatowy cz I


Johnny i jego drużyna

Gdzieś tam w Polsce jest miasto, w mieście jest szpital podległy starostwu. Tak, jak gdziekolwiek indziej to aktualny starosta decyduje o obsadzie stanowiska dyrektora. Kilka lat temu starosta od Obywatelskich zrobił szefem Johnnego Palacza.

Johnny pracował wcześniej w ciepłownictwie (a ściślej jako kierownik kotłowni) branży jak wiadomo bardzo pokrewnej służbie zdrowia. W mieście Johnny był znany z ambicji w dążeniu do kierowniczych stanowisk, oraz nie całkiem jasnej ścieżki edukacyjnej.

Kilka miesięcy później Johnny zatrudnił w firmie nową główną księgową - Walentynę WiemWszystkoLepiej - która jak się potem okazało miała nienajwyższe notowania w paru poprzednich miejscach pracy - za to od początku "błyszczała" wiedzą dotyczącą różnych elementów działalności szpitala - ot  takie rzeczy jak płace, kadry, księgowość, rozliczenia z NFZ, zarządzanie, służba zdrowia - wypowiadała się o nich tak jakby nie miały dla niej tajemnic!

Już po jakimś czasie okazało się, że tworzą zgraną parę z Johnnym - obydwoje byli obcy w tej branży, która jak wiadomo jest łatwa do ogarnięcia jak się chce - a oni chcieli!

Johnny wziął się za "robienie porządków" w jednostce, oczywiście nie tam gdzie leżało sedno problemów, których i tak nie był w stanie pojąć, ale szukając prostych oszczędności a Walentyna mu w tym sekundowała. Proste oszczędności to były czasem "dziadowskie" oszczędności, które wprawiały pracowników w osłupienie - otóż Johnny miał w zwyczaju gasić światło w pokojach biurowych, decydując za pracowników ile światła potrzebują!!!

Warto wspomnieć o specyficznym stylu pracy Johnnego  - wezwał on kiedyś pracownika, nakazał mu znalezienie i wydrukowanie dokumentacji dotyczącej możliwości pozyskania środków z funduszu rozwoju regionalnego. Pracownik ów, przeglądając dokumentację w formie elektronicznej, znalazł warunek, iż beneficjentem środków może być jedynie jednostka nie posiadająca zaległości wobec ZUS - a świetnie wiedział, że szpital ma ogromne długi wobec ZUS - wydrukował więc tylko stronę z tą informacją.

Johnny jednak zażądał wydrukowania i dostarczenia pełnej dokumentacji - która szła w parę setek stron - co ów pracownik uczynił. Temat nigdy nie wypłynął ponownie, co nie znaczy że Johnny zmienił swoje podejście - niejednokrotnie żądał czegoś co kończyło jako makulatura albo kończyło się przelewaniem pustego w próżne.

W tym miejscu należy wspomnieć o technikach menadżerskich Johnnego i jego podejściu do niektórych pracowników, które sprowadzały się do jednej prostej metody. Otóż Johnny miał w zwyczaju rugać pracowników w niewybredny sposób ... dowodząc, że jest mu bliska 17-wieczna "kultura" folwarczna i relacje Jaśnie Pan Hrabia - parobek.

Po jakimś czasie dało się wyraźnie zauważyć, że Johnny ma różne podejście do różnych pracowników. Byli  więc "swoi", "nie-swoi" i "medyczni". Z "medycznymi" (a szczególnie z lekarzami) Johnny obchodził się ostrożnie - często mówili do niego nieznanym językiem i czegoś tam chcieli. "Nie-swoi" byli nieswoi - do diabła tam, że byli wśród nich merytoryczni i pracowici pracownicy - byli nieswoi i powinni się cieszyć tym, że mają gdzie pracować! A "swoi"? Do nich płynęły konfitury i byli z Johnnym na "ti ti ti".

Ot przykład - szpital wszedł w program oddłużeniowy, wymagało to przygotowania dokumentacji - Walentyna (i Johnny) "błyszczeli" na salonach w starostwie, gdy tak naprawdę gros pracy wykonała ambitna zastępczyni Walentyny, która pracowała w szpitalu od paru ładnych lat.


Drużyna Niuni

W lokalnej polityce zawiał wiatr zmian - po wyborach starostę z Obywatelskich zastąpił starosta z Ludowych, z zawodu ... leśnik. Ten zadecydował że Johnnemy przyda się ktoś do pomocy... i zrobił swoją krewną (nazwijmy ją Niunią) człowiekiem od patrzenia na ręce Johnnemu.

Zawiało chłodem. Choć sama Niunia na spotkaniu przedstawiła się jako "ekonomistka, która chce pomóc" to echa jej poprzedniej działalności w paru lokalnych instytucjach zapowiadały o wiele więcej. W drużynie Johnnego dało się wyczuć nerwowość. On sam, zrobił się nagle jakiś taki "ludzki"?, "układny"?, "wyrozumiały"?

Jakiś czas Niunia zapoznawała się z pracownikami i instytucją a drużyna Johnnego "płynęła" siłą rozpędu. Aż tu nagle trach - pan starosta zadecydował, że to ona będzie się lepiej sprawdzać na tym stanowisku i zwolnił Johnnego!

I oczywiście Niunia poszła za ciosem i zaczeła "rugować" drużynę Johnnego stosując cały wahlarz środków. Walentyna dzięki swoim kontaktom i szczęściu uciekła "z tonącego okrętu" do innej politycznej instytucji, w której akurat wtedy zwolniło się stanowisko. Inni nie mieli tyle szczęścia.

Jedynych żałowano - innych nie... ot na przykład okazało się że Johnny wyjątkowo cenił pewnego swojego pracownika - czytaj - świetnie go, jak na zajmowane stanowisko wynagradzał! A za co? Oto jest pytanie.

Niunia, zaczęła zaprowadzać swoje porządki - wprowadzać swoich ludzi, a ponieważ stanowisk dla swoich nigdy mało, a do tego jeszcze ktoś tam śmiał mieć swoje zdanie i stawiać się! - to Niunia ordynarnie (bez podstaw) zwolniła dwoje merytorycznych pracowników spoza drużyny Johnnego. A że tego nie dało się robić bez paru zmian w przepisach - to się te przepisy zmieniło - a dzięki czemu jakiś tam pracownik dostał stołek w innej instytucji...

W koniec końców Niunia zrobiła głowną księgową pracownika, który gdzieś tam indziej był na etacie - po godzinach na umowę zlecenie! Oczywiście .... nie "z ulicy".

Tak jak i Johnny, Niunia też miała "swoje" sukcesy i "swoich" ludzi, ale jej podejście do pracowników i metody pracy były odrobinę bardziej rozbudowane. Organizowała spotkania, komunikowała się z pracownikami, ba potrafiła podziękować! Dla niektórych pracowników to był prawdziwy szok!

Johnny i jego drużyna po raz drugi!

Znów w polityce zawiało i znów starostą został ten sam od Obywatelskich, i z powrotem wsadził Johnnego na stołek. Johnny, który spędził trochę czasu na bezrobociu sprawiał wrażenie odmienionego. Na jednym z pierwszych spotkań z pracownikami wytknął Niuni zatrudnianie głównej księgowej "po godzinach, na umowę  zlecenie, w publicznej instytucji"! Niektórzy, mieli nadzieję że teraz będzie lepiej!

Nie było! Nowy Johnny dość szybko stał się starym Johnnym, wróciła Walentyna "po godzinach, na umowę  zlecenie, w publicznej instytucji". Ot jak zwykle nastąpiła wymiana pracowników na tych od Johnnego ... i Walentyny gdyż Johnny zatrudnił jej syna.

Co gorsze o ile wcześniej Johnny miewał głupie pomysły, ale potrafił je też cofać, to teraz w tej głupocie częściej trwał! Oczywiście niektóre z tych głupich pomysłów nie były głupie - chodziło po prostu o to by ktoś tam sobie od Johnnego zarobił, albo któś miał zajęcie.

Jak wrócił Johnny to wróciły też jego metody i podejście.  Bo kogo jak kogo by tam obchodziło, że ktoś (z "nie-swoich") coś robi dobrze? No może tylko wtedy, kiedy trzeba by komuś powierzyć coś ekstra - oczywiście bez gratyfikacji, ba! nawet bez dobrego słowa!

Natomiast jak coś było nie tak, to Johnny stosował słowną "persfazję", czasem... przy użyciu rynsztokowego języka. O ile ten prosty sposób sprawdzał się przy prowadzeniu 17-wiecznego folwarku albo 20-wiecznej kotłowni to jednak, tu czasami zawodził - bowiem pracownicy mieli czelność wytykać Johnnemu że "to nie działa", albo "tego nie ma", albo "ktoś inny miał to zrobić". Wówczas Johnny stosował klasyczny kontratak pt "A dlaczego ja o tym nie wiem?". Ta "niewiedza" była o tyle ciekawa, że zawsze "dopadała" Johnnego kiedy była na jego korzyść! Pisemne notatki pracowników ignorował, maili nie czytał, rozmów nie pamiętał!

cdn