Obudziłem się jak zwykle, ale reszta była już nie tak. Jajecznica się przypaliła, kawa była mdła, babcia ustąpiła mi miejsca w tramwaju, szef w pracy opieprzał mnie jakoś tak ospale, bez entuzjazmu..., że niby projekt nie zrobiony...
Im dalej w las tym więcej było nieprawidłowości - sąsiadka z dołu pochwaliła mój krawat - "czegoś chce jędza, czegoś chce" - pomyślałem, listonosz zapukał do mnie z uśmiechem na ustach - "polecony, panie Miśkiewicz..., o tu podpisik proszę, miłego dnia życzę" - "ja panu tego samego" - odparłem z przekąsem.
W telewizorze jakiś facet w muszce gadał o globalnym ociepleniu. O pomyślałem - "wszystko wraca do normy". Zmieniłem kanał i... nic - facet dalej ciągnął wątek "lody topnieją...", zmieniłem na kolejny i kolejny i kolejny i koleeejny - był wszędzie!!!
W desperacji sięgnąłem po flaszkę wódki z zamrażarki. Łyknąłem działkę ze szklanki - była ciepła!!! Włożyłem rękę do zamrażarki - przepisowy chłód - "co jest??? co do diabła???". Pierwsza myśl - "ktoś był u mnie w domu, pewnie mąż tej brunetki ze szkolenia w ośrodku, kurcze trzeba było zaufać przeczuciu i się za nią nie brać...., może jeszcze jest, może..." Chwyciłem za młotek z szuflady. Balkon, jedyne miejsce gdzie nie byłem... był pusty. Zaraz, zaraz a ten facet w tv?
- "... lód, może też służyć celom czysto konsumpcyjnym, np. chłodzeniu wódki ..."
- Zaraz ci pokażę dziadu - szarpnąłem za sznur i wyciągnąłem wtyczkę kabla telewizora z kontaktu... I... nic. Był tam nadal. Nie jest dobrze - pomyślałem - nie jest dobrze.
- "Spokojnie, jest dobrze" - usłyszałem głos z telewizora. Ruszyłem do przodu z młotkiem.
- "Spokojnie, spokojnie przyznaję, że ten żart z wódką nie był najwyższych lotów"
- Co? Kto? Co jest kurcze? Jestem w ukrytej kamerze?
- "Proszę się uspokoić - wziąć parę głębokich wdechów, odłożyć młotek i usiąść na kanapie" - powiedział wolno i sugestywnie facet w tv. Jakoś tak odechciało mi się walić w telewizor, usiadłem.
- "Jestem przedstawicielem obcej cywilizacji, wybraliśmy pana na obiekt naszych obserwacji"
- Wolałbym ukrytą kamerę... Ja sobie żadnej sondy w głowę włożyć nie dam - po moim trupie - ścisnąłem mocniej młotek w ręku.
- "Spokojnie - powiedział facet w telewizorze - my tak nie działamy, te metody to wymysł scenarzystów z Hollywood, którzy nie stronią od LSD..., prosimy o odpowiedź na parę pytań."
- Hym, nie wiem, cholera ...
- "Mam pan jakieś hobby?"
- Że co???? No mecze oglądam..., na piwo czasem z kolegami chodzę..., eee kiedyś model sklejałem...
- "Skleił pan?"
- Nie, części nie pasowały.
- "Aby na pewno?"
- No nie wiem, cierpliwości nie miałem.
- "A jak to było w szkole, majsterkował pan?"
- No, taak jasne, pamiętam ten karmik dla ptaków co go zbiłem z deseczek...
- "Ejże, a czy ta aby nie pana ojciec, zrobił go za pana? Dostał pan wtedy celującą - ojciec był naprawdę dumny."
- Zaraz, zaraz - skąd wy? skąd do cholery wiecie o tym karmiku?
- "Jak wspominałem, obserwujemy pana od lat... - powiedział głos z tv - A potem na na maturze... Franek, Jolka, Stefan - odwalili za pana kawał roboty"
- Że co? Że niby ja nie sam? Jasne, że sam. No, może - Franek trochę mi pomógł przy zadaniach, Jolka trochę to moje wypracowanie podkręciła, a Stefan...
- "Ten karmik, zmienił wasze życie Miśkiewicz, od tego czasu wyręczacie się na każdym kroku kim się da i jak się daaaa..."
Poczułem się nagle strasznie senny.
Ranek był wyjątkowo rześki jak na noc przespaną w ubraniu, na siedząco, z młotkiem w ręku. Telewizor wyłączony z kontaktu milczał na czarno. Zebrałem się do pracy.
Projekt - faktycznie leżał bo Waldek był na urlopie, a Stefan się rozchorował.
Kurcze - nie będę przecież wszystkiego robił sam - nie?
czwartek, 7 maja 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)