środa, 18 czerwca 2008

O takim jednym co...

Wyobraź sobie spotkałem ostatnio Gorzelaka, wiesz tego z parowozowni, i on opowiedział mi o tym co się przytrafiło jemu i jego żonie Baśce - no wiesz tej blondynie przy kości co ci ją pokazywałem w mięsnym.

Pojechali na wieś do znajomych i pech chciał, że im po drodze samochód nawalił. Nieopodal było gospodarstwo więc Gorzelak pomyślał, że może mają ciągnik i pomogą mu ściągnąć wóz do warsztatu.
Zastali gospodynię, która powiedziała, że syn jest w polu na ciągniku ale niedługo wróci i pewnie im pomoże, niech więc samochód przypchną na podwórko i poczekają. Tak też zrobili.

Siedli sobie przed tym domem na ławce. Po jakimś czasie patrzą a przez pole pies biegnie z wiaderkiem w zębach. Coś jak wyżeł. Widać szkolony - pomyśleli. Przebiegł przez to pole i zniknał w zagajniku. Pytają gospodyni - co to za pies? A ona na to, że to pies niejakiego Comberka co z nim kiedyś na polowania chodził, i że potem jak sie Comberkowi w głowie pomieszało i broń mu zabrali to po lesie latał i z kija strzelał a psu kaczki przynosić kazał, no to musi te biedne zwierze zgłupiało całkowicie i znosi mu teraz co znajdzie, dzieciom zabawki kradnie, miednicy ani wiadra na podwórku zostawić nie można, a i pranie trzeba wieszać wysoko bo pies Comberka koszulą czy majtkami też nie gardzi.
Gorzelakowie, będąc w takiej a nie innej sytuacji dyplomatycznie nie podjęli tematu.

Potem Gorzelak, który nie lubi jak się z niego robi wariata, spytał sąsiada, który jest myśliwym o Comberka i wiesz co? Był podobno taki jeden, sąsiad pamietał że wystawiał kiedyś dziki ważniakom i rzeczywiście miał psa wyżła...

wtorek, 10 czerwca 2008

Ogniki

Była noc. Pociąg mknął po szynach z miarowym turkotem. Malinowski wyjął kupioną przed odjazdem książkę - "Tajemnica jej grobu", John S. Smith - "biło" w oczy z okładki, literami ociekającymi jakby krwią. Rozpoczął lekturę ...

Piękna dziewczyna zginęła w tajemniczych okolicznościach w przeddzień swojego ślubu. Jej narzeczony, dziedzic ogromnej fortuny pochował ją w rodzinnym grobowcu w pałacowym parku i wyjechał - podobno do Indii.
Jakieś dwa lata potem trzech chłopców z sąsiedztwa buszując po parku zobaczyło niebieskie ogniki migoczące wokół grobowca. Dwaj z nich podeszli bliżej by sprawdzić co to takiego i dosłownie rozpłynęli się we mgle, która nagle się pojawiła i równie nagle znikła. Roztrzęsiony i przerażony trzeci z chłopców po dotarciu do domu, długo nie był w stanie powiedzieć co się stało.
Zarządzono poszukiwania ... Przeszukano park, budynki przypałacowe, staw i okoliczne łąki - bezskutecznie. Kamienna płyta blokująca wejście do grobowca była nienaruszona - nic w tym dziwnego - sześciu silnych mężczyzn przesuwało ją z trudem, a co tu mówić o dwóch chłopcach. Z resztą okolica nie dawała wiary w historię o zniknięciu, ognikach i mgle, bardziej prawdopodobne były wersje o porwaniu lub ucieczce z domu.
I tak by pewnie zostało gdyby żona karczmarza nie przypomniała sobie, że w parę tygodni po pogrzebie narzeczonej dziedzica przybłąkał się stary żebrak- pomyleniec i bełkotał coś o niebieskich ognikach i diable co pragnie dziecięcej krwi. Na okolicę padł blady strach...


Nagle w przedziale zgasło światło. Maliowski zdrętwiał. Zobaczył zbliżające się w jego kierunku migoczące światełka i coś jak mgła lub dym spowiły jego osobę. Stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał, ktoś szarpał go za rękaw, dniało. To był konduktor.

- Panie wysiadaj pan - końcowa stacja. A co obrobili pana? Rzeczywiście nesseser, portfel i płaszcz znikły. Wzrokiem poszukał książki - też przepadła.

- Miłośnicy literatury kurna ich mać - zaklął pod nosem.